Każdy, nawet sporadyczny użytkownik Internetu zna jego nazwisko. Nie mając konta na Facebooku, nawet nie wiedząc czym właściwie są „social media” nie sposób nie natknąć się na Marka Zuckerberga – chociażby oglądając film, który opisuje historię życia tego nie wiele ponad trzydziestoletniego informatycznego geniusza. Początki, jak w przypadku większości maluchów, które swoją przygodę z informatyką zaczynały od programowania „dla dzieci”, były spektakularne.
Mały Mark od wczesnego dzieciństwa interesował się techniką. Mając zaledwie jedenaście lat na dobre rozpoczął przygodę z nowymi technologiami. Jego pierwszy poważnym wynalazkiem był komunikator o wdzięcznej nazwie ZuckNet, który Mark zaprojektował z myślą o ojcu. Zuckerberg starszy mógł za jego pośrednictwem łączyć się z domowym komputerem z pracy. Ojciec przyszłego miliardera już wtedy zapewne wiedział, że pieniądze wydane na kurs programowania dla dzieci, na jaki zapisał nastoletnią pociechę, niedługo zwrócą się z nawiązką.
Programowanie? Przede wszystkim dla dzieci!
Jak pokazuje przykład twórcy Facebooka, z nauką programowania nie należy zwlekać. Podobnie jak z grą na pianinie czy skrzypcach – im szybciej zauważymy, że dziecko ma naturalne predyspozycje do „kodowania” tym lepiej. Specjaliści uważają, że programowanie uczy logicznego myślenia, co na późniejszych etapach nauki oraz w dorosłym życiu staje się umiejętnością, której nie sposób przecenić. Nie mówiąc już o tym, że ci, którzy potrafią łączyć fakty w logiczne ciągi są niezwykle przez współczesnych pracodawców pożądani.
Nauka programowania dla dzieci to zabawa (dopóki nie wiedzą, ile się przy tym uczą)
Na początku przygody z informatyką nauka opiera się głównie na zabawie. Nauczyciele skupiają się na rozwijaniu w dzieciach umiejętności myślenia przestrzennego i kojarzenia faktów. W miarę jak dziecko zaznajamia się z podstawowymi pojęciami, wprowadzane są coraz bardziej skomplikowane, typowo informatyczne definicje. Jednak w myśl jednej z koronnych zasad pedagogiki, lepiej aby dziecko nie zdawało sobie sprawy, że w danej chwili się uczy – dopóki nauka jest zabawą, dopóty mały programista nie straci do niej zapału.
Nauka programowania dla europosłów? Dzieci pokazują, że to pestka.
O tym, że nauka programowania daje bardzo szybko bardzo wymierne korzyści świadczy nie tylko przykład Marka Zuckerbega. Historii ludzi jemu podobnych jest mnóstwo, ale mimo to polski rząd wciąż ociąga się z wprowadzeniem do programu nauczania dodatkowych godzin. Ustawodawcy zasłaniają się argumentami, że program już i tak jest mocno przeciążony. O tym, że jednak warto tych kilka jednostek lekcyjnych w roku wysupłać, mali zapaleńcy kodowania przekonywali niedawno eurporlametarzystów podczas II Europejskiego Tygodnia Kodowania.
Wydarzenie, które miało miejsce w Brukseli w siedzibie Parlamentu Europejskiego, przyciągnęło dzieci ze wszystkich państw członkowskich. Należy przy tym zaznaczyć, że Polacy mieli bardzo silną reprezentację. Dziesięcioletnia Zuzia zaprezentowała aplikację do nauki angielskiego, nazwę której – Polish your English – zainspirował nie kto inny, a właśnie przyszły przewodniczący Parlamentu Europejskiego – Donald Tusk. Z kolei ośmioletni Maciek, pasjonat animacji, prezentował jak za pomocą specjalnego programu można pokolorować kota. „Centra edukacyjne, gdzie dzieci nauczą się kodować muszą i będą powstawać, bez względu na koszty” – zapewniał przy okazji uroczystości Michał Boni – były minister administracji i cyfryzacji, obecnie europoseł.
Programowanie dla dzieci brytyjskich, estońskich… kiedy dla polskich?
Polskie dzieci z problemami natury algorytmicznej spotykają się dopiero w gimnazjum. Nie oznacza to jednak, że dzieci w wieku trzynastu, czternastu lat nauczą się rozwiązywać te problemy z pomocą programowania. Podstawy kodowania poznają dopiero uczniowie liceów czy techników, oczywiście przy odrobinie szczęścia. Z niezależnych badań jakości kształcenia w polskich szkołach wynika bowiem, że w wielu placówkach informatyka jest traktowana po macoszemu, a jej nauczaniem zajmują się przypadkowe osoby, nie mające na co dzień z tworzeniem programów nic wspólnego.
Takiego problemu nie mają dzieci w Estonii. Trudno się dziwić, bo ten mały kraj na północy Europy kompleksów pod węglem cyfryzacji nie ma absolutnie żadnych. Nauka programowania dla dzieci idzie tam w parze z nauka stawiania pierwszych literek. Oprócz Estończyków, w podstawówce programować uczą się jeszcze tylko mali Brytyjczycy, Grecy i Węgrzy. Jeśli mamy więc ambicje, aby stworzyć w Polsce własną Dolinę Krzemową – nie ma na co czekać. Albo wprowadzimy istotne zmiany w programie nauczania natychmiast, albo musimy liczyć się z tym, że przyszły Zuckerberg czy Jobbs wyemigruje do Estonii.